Ukraina: odwagȩ trzeba wykazać nie tylko na polu bitwy
Ponad roku minȩło od rozpoczȩcia Euromajdanów. Przeszła kolejna zima, ale tym razem marznȩli nie protestujące w namiotach, lecz żółnierze w Donbasie. Zawarcie porozumienia „Mińsk 2”, szczególnie po opuszczeniu w drugiej połowie lutego miejscowości Debalcewe przez ukraińskie wojsko, daje obu stronom trochȩ oddechu i rozejm wypracowany pod egidą Francji, Niemiec i Rosji na razie w miarȩ się trzyma. Widać zatem w innych kątach Ukrainy wiȩcej mundurowych, którzy po długim okresie służby nareszcie dostali przepustkȩ. Nawet pogoda się dopisała zwiastując już wiosnȩ.
Ale choć strzały stały się rzadsze, sytuacja gospodarcza Ukrainy nadal jest otwartą raną. Rezerwy walutowe spadły poniżej 6 miliardów dolarów (mniej niż dwa miesiący importu) a hrywna straciła w ciągu roku 75% wartości w stosunku do dolara lub do euro. Może to dobra wiadomość dla Polaków chcących spȩdzić weekend we Lwowie, natomiast Ukraińcy mocno odczuwają drożyznȩ np. w aptekach lub na stacjach benzynowych.
Być może brak „twardych” walutach przełoży się także w fizycznych niedoborach, m.in. prądu, jak to miało miejsce w grudniu ub. r.. Na Ukrainie połowa wytwarzanej energii elektrycznej pochodzi z elektrowni cieplnych, czyli najczȩściej palących wȩgiel lub gaz, a od czasu straty kontroli nad Donbasem jedyną drogą na odzyskanie paliw jest import... pod warunkiem, że ma się czym za nie zapłacić.
Teorytecznie porozumienie „Mińsk 2” przywiduje „przywrócenie więzi ekonomiczno-społecznych Donbasu z resztą Ukrainy”, ale to Kijów jest odpowiedzialny za odbudowȩ obszarów zniszczonych przez wojnȩ, mimo że na wielu z nich przestał de facto sprawować jakąkolwiek władzȩ. A niespełnienie tego postulatu zawsze bȩdzie mogło w dowolnym momencie być wykorzystane przez separatystów, żeby wywołać kolejny kryzys.
Nie wolno jednak wytłumaczyć obecny stan ukraińskiej gospodarki wyłącznie czynnikami koniunkturalnymi lub złoczynnością rosyjskiego sąsiada. Przecież pod koniec 2013 roku, kiedy jeszcze rządził Wiktor Janukowicz, Ukrainie już zagroziło bankructwo a czarnego scenariusza unikniono wtedy dziȩki pomocy Władimira Putina, do którego ówczesny ukraiński prezydent pojechał jak do suzerena. W krótkiej historii niepodległości tego państwa faktem jest, że flirtowanie z granicami upadłości bardziej stanowi normȩ niż wyjątek.
Za niegospodarność odpowiedzialny nie tylko rząd
Protestujące na Euromajdanach obwinili za kiepską sytuacjȩ rząd, który ponoć był skorumpowany do szpiku kości i nie umiał zarządzić gospodarką w inny sposób, niż poprzez regularne stosowania łat odzyskiwanych gdzie siȩ dało, raz w Brukseli a raz w Moskwie. Choć te oskarżenia są jak najbardziej uzasadnione i należy zatem prowadzić reformy od lat zalecone przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Uniȩ Europejską (urynkowienie cen energii, usamodzielnienie władz lokalnych, wzmocnienie gwarancji niezawisłości sędziowskiej, odbudowa systemu podatkowego), z drugiej strony trudno zaprzeczyć, że nadużycia czȩsto odbywały siȩ w przychylnej bierności znaczącej czȩści społeczeństwa.
Ta milcząca wiȩkszość, znajdująca siȩ przede wszystkim poza dużymi ośrodkami miejskimi, rzadziej wychodziła na Majdany i teraz obserwuje z przezornością co dalej bȩdzie. Nie żeby była specjalnie zadowolona z reżimu Janukowicza ani przeciwstawiła siȩ nowemu kierunkowi kraju, byle tylko dojść po linii najmniejszego oporu i za najniższą cenȩ. Zmiany tak, ale przede wszystkim na górze, gdyż dominuje przekonanie, że na terenie nic nie można zrobić jak nie ma pieniȩdzy, ustawy tego nie pozwalają albo jakiś urząd blokuje proces...
Łatwo w ten sposób uniknąć własnej odpowiedzialności, mimo że niektóre preferencje powszechne na Ukrainie, choć niekoniecznie siȩ wywodzą z karygodnych intencji, jeszcze pogarszają wady władz publicznych lub bezpośrednio przyczyniają do ich utrwalenia. Takie możemy obserwować co najmniej trzy: preferencja dla zatrudnienia, preferencja dla tandety, preferencja dla neutralności.
Preferencja dla zatrudnienia
W latach 1930 Keynes pisał, że w czasie kryzysu gospodarczego, może być racjonalnie zatrudnić jedną osobȩ do wykopienia dziury i drugą do jej zakopienia ponieważ powiązane zarobki mogą być wydane na konsumpcjȩ i krążyć po gospodarce. Ukraińcy stosują bardziej rozwiniȩtą wersjȩ tego rozumowania, gdyż do zespołu keynesowskich pracowników budowlanych wchodzą jeszcze „obserwator” i inspektor zakończonych robót.
Takie sceny widać wszȩdzie po kraju, na placach budowy, w placówkach pocztowych lub w muzeach, gdzie czȩsto znajduje siȩ wiȩcej pracowników niż zwiedzających. Sektor publiczny jest owszem przerośniȩty, licząc koło 7 milionów par rąk do porównania z 20-milionowymi ludźmi w wieku produkcyjnym. Ogólnie wydatki publiczne stanowią ponad 50% PKB, co umiejsca Ukrainȩ w tej samej kategorii co Francja lub kraje skandynawskie z taką różnicą, że jakość usług jest nieporównywalnie gorsza. Świadczą o tym choćby dziurawe chodniki i drogi, nie mówiąc o przeciȩtnej długości życia.
Do tego trzeba dodać, że społeczna preferencja dla zatrudnienia nie dotyczy wyłączenie sektora publicznego wiȩc nie ogranicza siȩ do nepotycznych wiȩzi w budżetówkach. W prywatnych firmach też siła robocza czȩsto przekracza realne zapotrzebowania ale przez to, że jest tania – średnie wynagrodzenie miesiȩczne wynosi koło 3 000 hrywni, czyli niecałe 700 złotych, wówczas gdy w Polsce jest trochȩ poniżej 4 000 złotych –, pracodawcy wolą zatrudnić wiele ludzi niż inwestować w kapitał fizyczny (np. nowe technologie) lub ludzki (udoskonalenie zawodowe). W związku z tym, wydajność pracy – cztery razy mniejsza niż w Polsce – wolno rośnie, a zarazem dochody.
Prawdopodobnie jest to pewna pozostałość radzieckiego podejścia, według wtórego lepiej jest, kiedy każdy dostaje mało, ale równo. A to, że ponad dwu dekad temu komunizm ustąpił miejsce kapitalizmowi oraz że w 2008 roku Ukraina przystąpiła do Światowej Organizacji Handlu (WTO), do branż mniej wystawionych na konkurencjȩ globalną – budownictwo, transport wewnȩtrzny, handel detaliczny... – nadal nie zawsze dotarło. To sprawia, że z jednej strony gospodarka nie jest w stanie stworzyć wysokokwalifikowanych – wiȩc lepiej płaconych – miejsc pracy a z drugiej, brak inwestycji w kapitał koniec końców go zniszcza przez naturalne zużywanie. To jest szczególnie widoczne w przypadku infrastruktury lub np. tabory. Preferencje klientów i użytkowników dla tandety dalej pogarsza zjawisko.
Preferencja dla tandety
Poradziecki kompromis społeczny maksymalizujący zatrudnienie kosztym zarobków i inwestycji rozszerza siȩ na pole stosunków miȩdzy konsumentami a usługodawcami lub producentami. Płaci siȩ śmieszne pieniądze – nawet w porównaniu z przeciȩtnymi wynagrodzeniami – za usługi lub towary, narzeka siȩ o niskiej jakości ale uparcie siȩ przeciwstawia podwyżkom cen, aż do organizowania protestów.
Znowu, transport publiczny stanowi bardzo wyrazisty przykład tego domyślnego porozumienia. Na ogół wydatki na personel chłoną najwiekszą porcjȩ w budżecie funkcjonowania takich usługi (połowȩ lub wiȩcej) wiȩc warto inwestować w wiȩksze autobusy albo w nowoczesniejsze systemy biletowania, żeby jeden pracownik mógł wytwarzać wiȩcej dochodów dla zakładu, wiȩcej zarabiać dla siebie a jednocześnie poprawić poziom komfortu dla użytkowników i oszczȩdzać im czas.
Z punktu widzenia ekonomicznego taka zmiana byłaby opłacalna i znalazłaby kredytodawców, którzy odzyskiwaby wypożyczone środki na inwestycje poprzez pobieranie czȩśći oszczȩdności wynikających z spadających kosztów funkcjonowania. Ale ona musi najpierw być przyjȩty przez polityków – najczȩściej odpowiedzialnych za ustalenie cen usług publicznych – i nastȩpnie przekonać obywateli. Niestety na razie Ci pierwsi rzadko ośmielali się podjąć taki krok a kiedy to się zdarzało, to użytkownicy skutecznie blokowali ruch, pogłebiająb w ten sposób problem i przesuwając jego rozwiązanie na greckie kalendy.
Preferencja dla status quo
Tu inny element wytłumaczenia wiąże się z bardzo niskim poziomem zaufania Ukraińców do jakiegokolwiek rodzaju instytucji społecznej. W przykładzie transportu, odpowiedź najprawdopodobniej brzmiałaby tak: „czemu płaciłbym więcej za bilet, skoro i tak podwyżka będzie szła do prywatnej kieszeni skorumpowanego polityka lub zarządcy a nie na rzecz modernizacji systemu?”. Na przekór reformistycznym wiatrom z Euromajdanów, ten tok myślenia wygląda nadal dominujący.
Stąd pewnie preferencja dla status quo ponieważ nawet jeśli jest źle, zmiana ma wiȩcej szans być na jeszcze gorsze niż na lepsze. W związku z tym, ludzie trzymają się w niektórych domnienanych bezpiecznych sferach – rodziny, koła kulturalne, wideogry lub kluby gier planszowych – i unikają jeszcze bardziej niż w Polsce wszelkich form zainteresowania lub udziału w „polityce”. Dzieci też nie są zachȩcone do zadbania o publiczne sprawy, gdyż program szkolny poświȩca dużo uwagi rozwojowi umiejȩtności artystycznych a bardzo mało, jeśli w ogóle, takim przedmiotom jak wiedzy o społeczeństwie lub historii.
Czasami słyszy się taki komentarz, że jest dobrze jak nie zna się nazwiska prezydenta. Może tak jest w mocniej zakorzenionych państwach, których istnienie nie jest specjalnie zagrożone i gdzie organy publiczne działają w miarȩ sprawnie. Wtedy obywatele mogą rzeczywiście czuć się wystarczająco uspokojeni, aby cieszyć się „wolnością nowożytną” i „oddawać się osobistej niezależności”. Ale w przypadku Ukrainy, która nadal musi udowodnić swoją zdolność do samostanowienia, szczególnie w stosunku do Rosji, niedbałość o sprawy publiczne jest po prostu samobójcze i potwierdza tezy Moskwy, według których Ukraińcy nie potrafią poradzić sobie z suwerennością.
A owszem co to za państwo takie, które nie zdoła obronić własnego terytorium i cały czas leży na skraju bankructwa? Rosjȩ można obwinić za to pierwsze, ale za sytuacjȩ gospodarczą odpowiedzialni są przede wszystkim sami Ukraińcy. Niestety nadal nie wyglada na to, żeby byli gotowi brać się do roboty, a rząd także nie ośmiela się pójść na przekór tradycyjnych ale niebezpiecznych preferencji wyborców. Na tym terenie też potrzebne jest wykazanie odwagi, a nie tylko na polu bitwy.