Parlamentarzyści potrzebują broni: naszego głosu
Przyglądając się historii polskiego Parlamentu, trudno zaprzeczyć, że co najmniej od Sejmu Czteroletniego, który 3 maja 1791 roku uchwalił pierwszą w Europie nowoczesną konstytucjȩ, do Sejmu „kontraktowego”, który wraz z Senatem przyjął głȩbokie reformy ustrojowe („nowela grudniowa” demokratyzująca konstytucjȩ, ustawa o samorządzie gminnym, likwidacja ZOMO i SB, plan Balcerowicza), odgrywał on istotną rolȩ w modernizacji kraju i zapewnianiu jego mieszkańcom swobód obywatelskich.
Jednak w dzisiejszych czasach nie bardzo jest obdarzony naszym zaufaniem, jak według sondaży (CBOS, Eurobarometr) od dwóch trzecich od trzech czwartych Polaków nie ufa swojemu Parlamentowi lub negatywnie ocenia jego działalność. Polscy senatorowie, którzy w przeciwieństwie do swoich odpowiedników w wielu innych krajach europejskich są wybierani tak jak posłowie w sposób powszechny i bezpośredni, mają co prawda trochȩ mniej negatywnych opinii ale tak samo mało „dobrych ocen”. Tylko partie polityczne są gorzej traktowane przez respondentów, natomiast rząd, wymiar sprawiedliwości a przede wszystkim samorządy i prezydent cieszą się najwiȩkszym szacunkiem w społeczeństwie.
Gwoli sprawiedliwości nie jest to zjawisko dotyczące Polski wyłącznie. Czȩściowo wynika ono ze strukturalnych zmian współczesnej epoki, który coraz bardziej się przyśpiesza o tyle, że parliament, jako miejsce wolnego – od ucisku ale także od pośpiechu – obradowania nad legislacją, niekoniecznie może nadążyć w zglobalizowanym świecie z szybkimi ewolucjami technologii lub zagrożeń. Już przed drugą wojną światową, niemiecki filozof i prawnik Carl Schmitt opisał wizjȩ „zmotoryzowanego ustawodawcy” (motorisierte Gesetzgeber), który w celu sprostania nowym wyzwaniom nie miałby innego wyboru, jak powierzyć szerokie zakresy własnych kompetencji do władzy wykonawczej.
Rząd nie jest jedynym beneficjentem kurczenia się wpływu parliamentu. Wzmocniła się także pozycja sȩdziów, bȩdących niegdyś w prawnej tradycji Europy kontynentalnej jedynie „ustami ustawy” a od drugiej połowy XX wieku jej cenzorami za pomocą kontroli konstytucyjności. Równolegle „aktywizm sądowy” może dać odpowiedzi na pytania przemilczane w ustawodawstwie. Na przykład to Sąd Najwyższy zlegalizował w 1973 r. aborcjȩ w Stanach Zjednoczonych podczas gdy po naszej stronie Atlantyku, Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka (ETPC) udało się dokonać to, co było uważane w brytyjskim Pałacu Westminsterskim za niemożliwe, czyli „zmienić mężczyznę w kobietę”. Właściwie orzekł w sprawie Christine Goodwin przeciwko Zjednoczonemu Królewstwu (2002 r.), że prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego ujmuje również prawo do zmiany „płci prawnej” dla osób transseksualnych.
Redystrybucja władzy
Wyroki ETPC pokazują na dobitkȩ, że redystrybucja władzy parliamentu nie odbywa się tylko poziomowo na korzyść innych organów krajowych (rząd, krajowe sądy) ale też pionowo. Na górze coraz ważniejszymi stają się np. dla państw członkowskich Unii Europejskiej normy prawa unijnego – mają pierwszeństwo przed prawem krajowym i same przepisy prawa krajowego w wielu przypadkach tylko wdrażają instrumenty prawne podjȩte na szczeblu Unii. Jednocześnie na dole władze lokalne cieszą się coraz wiȩkszą autonomią finansową, mimo że „władza nad sakiewką” jest historyczną prerogatywą parliamentu, tak jak było z Sejmem Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W USA można też obserwować, że niektóre samorządy, np. stan Kalifornii lub miasto Nowego Jorku, mają w kwestiach imigracji lub przeciwdziałania zmianie klimatu bardziej zaawansowaną legislacjȩ niż federalny Kongres.
Spadek zaufania w instytucjach parlamentarnych odbija się także w statystykach frekwencji wyborczej, która na zachodzie Europy zaczȩła się zmniejszać w latach 1990. W państwach pozbawionych przez prawie pół wieku możliwości przeprowadzenia wolnych wyborów, trudniej wyciągnąć rzetelne wnioski o tendencjach ze wzglȩdu na krótszy okres badawczy, ale można niemniej spostrzec, że tam obywatele niechȩtniej wybierają się do urn na wybory parlamentarne. W Polsce np. najwyższa frekwencja na tego typu wybory od 1990 r. wynosiła „zaledwie” 53,9% (w 2007 r.).
Choć może to nie wygląda na poważny problem, skoro i tak środek ciężkości procesów decyzyjnych oddala się od krajowych parliamentów, ich malejąca legitymacja powodowana m.in. przez brak oparcia w narodzie ma negatywne konsekwencje na „jakość” rządzenia krajem. Po pierwsze, wbrew wyżej wymienionym strukturalnym zmianom, wiȩkszość państw unijnych nadal funkcjonuje w systemach parlamentarnych, które powierzają posłom i senatorom istotne kompetencje, np. podejmowanie decyzji o wypowiedzeniu wojny lub określenie polityki fiskalnej. Jeśli izby nie korzystają z nich, żadna inna instytucja nie może w pełni ich zastąpić a taka próżnia władzy bywa czasem szkodliwa, bądź niebezpieczna.
Po drugie, nawet kiedy na marginesie niektóre organy próbują wypełniać te luki, można by siȩ zastanawiać, czy właściwie są do tego uprawnieni. Czy np. to sȩdziowie powinni w Polsce zdecydować, co może być oddane prywatnym właścicielom w sprawach reprywatyzacyjnych a co powinno pozostać w rȩkach władz publicznych? Czy Rzecznik Praw Obywatelskich (RPO) lub Trybunał Konstytucyjny mają legitymacjȩ, aby postanowić ile ma wynosić kwota wolna od podatku?
„Rząd sędziów” lub próżnia władzy?
Oczywiście byłoby nieuzasadnione podejrzewać polskie sądy lub RPO o próbȩ powołania „rządu sędziów”, którym przestraszyli się Monteskiusz i wiele innych Francuzów po nim. Na ogół te instytucje słusznie zwracają uwagȩ na obecne problemy w Polsce, tylko że nie one mogą na nie sformułować rozwiązania. Owszem pojȩcia takie jak sprawiedliwość społeczna zmieniają definicjȩ w upływu czasu, ale przede wszystkim w zależności od kogo wybieramy, aby rządzić krajem.
Gdyby można było wywnioskować z przepisów Konstytucji „apolityczny”, technicznie idealny system opodatkowania lub zadowalający wszystkich kompromis miȩdzy obroną praw zwierząt a interesami producentów miȩsa, niepotrzebne byłyby nam wybory ponieważ sȩdziowie i urzȩdnicy sami sobie poradziliby z tym zadaniem. Taki model przypomina zresztą sytuacjȩ, która jeszcze nie tak dawno temu była wszechobecna w naszym regionie.
Na szczȩście w rzeczywistości jest inaczej: dla niektórych sprawiedliwość społeczna znaczy najpierw, że ten, kto zarabia ma prawo do wykorzystywania owoców swojej pracy, drudzy uważają zaś, iż solidarność z najbiedniejszymi jest ważniejsza. Wybór wizji, która bȩdzie dominująca (ale nie wszechmocna) powinni dokonać my obywatele i pośrednio nasi przedstawiciele, czyli parlamentarzyści, a nie sȩdziowie i urzȩdnicy, którzy nie są odpowiedzialni przed narodem za swoje dezycje i nie muszą zatem co piȩć lat ubiegać się o reelekcjȩ.
Ale żeby właśnie tak działało, nasz Parlament potrzebuje co najmniej dwóch rzeczy. Po pierwsze, senatorowie i posłowie muszą móc opierać swój głos na mandacie udzielonym przez szerokie czȩści społeczeństwa, innymi słowy liczyć na wysokiej frekwencji wyborczej. Bez niej, łatwo rządowi lub sądom ukrywać się za legitymacjȩ „ekspertów” lub sondaży, aby podejmować dezycje na przekór woli izb. Słaba reprezentatywność oznacza także słabą asertywność, co może z kolej zniechȩcać parlamentarzystów do poruszania „trudnych” tematów.
Drugą istotną cechą Parlamentu powinna być kompetentność jego członków. Brzmi ewidentnie ale to kryterium nie zawsze jest spełnione. Coraz bardziej złożony świat powoduje, że politykom nie wystarczą charyzma i umiejȩtności retoryczne, aby sprawnie sprostać swoim obowiązkom. Choć nie znaczy to, że każdy poseł lub senator powinien być ekspertem wąskiej tematyki, bez solidnego zrozumienia kontekstu prawnego, ekonomicznego lub technicznego, który ogranicza swobodȩ ustawodawcy, jest on skazany na niemoc lub przypieczętowywanie dezycji podjȩtych przez inne organy. Chyba że dostaje propozycje poprawek bezpośrednio przygotowanych przez lobby.
W tym październiku bȩdziemy mieli szansȩ głośno powiedzieć, czy zależy nam na silny Parlament, potrafiący wychodzić z inicjatywami i sprawować realną kontrolȩ nad rządem, czy zadowolimy się takim, gdzie bycie wiȩkszością pozbawia krytycznego zmysłu a bycie mniejszością zwalnia z odpowiedzialności. Czȩsto narzekamy na niemoc polityków, wiȩc dajmy potrzebną im broń – nasz głos –, aby mogli pełnić jak najlepiej swoją służbȩ.