Nowe sankcje wobec Rosji: ale jakie?
Jeszcze 30 sierpnia, podczas narad Rady Europejskiej, prezydent Francji François Hollande zapowiedział, że sankcje wobec Rosji „prawdopodobnie zostaną zaostrzone” na skutek przekroczenia granicy Ukrainy przez setki rosyjskich żołnierzy z czołgami i innymi pancernymi broniami. Szybka ekspansja Państwa Islamskiego z jednej strony, a z drugiej strony zawarcie we wrześniu dwóch porozumień pomiȩdzy Ukrainą, Rosją i separatystami z Donbasu uciszyły temat ukraiński na rzecz rzekomo gorȩtszego frontu Bliskiego Wschodu.
To, że działania „kalifatu” stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa miȩdzynarodowego, zarówno w regionie (Turcja, Irak...), jak i w dalszych czȩści świata (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja...) nie ulega wątpliwości. Apel prezydenta USA Baracka Obamy przed Zgromadzeniem Ogólnym Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ), żeby „świat dołączył siȩ [...] do szerokiej koalicji w celu rozbijania tej sieci śmierci” jest wiȩc jak najbardziej uzasadniony i powinny na niego pozytywnie odpowiedzieć szczególnie te państwa, których ambicje przekraczają własny ogródek i które zamierzają za kilka lat aktywnie uczestniczyć w Radzie Bezpieczeństwa – wypada w latach 2018-2019 kolej Polski.
Niemniej, względne znikanie kwestii ukraińskiej w mediach wcale nie oznacza, że konflikt u naszego sąsiada dobiegł koniec. Mimo że władzy ukraińskie „ustąpiły” i przeznały Donbasowi „specjalny status”, który mu zapewnia m.in. możliwość tworzenia własnej milicji i pewną pulȩ finansową na rzecz rozwoju, nadal trwają walki miȩdzy wojskiem a separatystami. Brak dobrej woli ze strony Moskwy, aby powstrzymać siły samozwańczych donieckiej i ługańskiej republik ludowych jest niezaprzeczalny i narusza postanowienia porozumień, które Rosja przecież podpisała. A to uznaje nie polski „jastrząb” ale Gernot Erler, pełnomocnik rządu Niemiec ds. dialogu z Rosją.
Ważne jest zatem, żeby „Zachód”, czyli głównie Stany Zjednoczone i Unia Europejska, trzymał Moskwȩ pod presją i pokazał gotowość do podejmowania dalszych działań, nie tylko poprzez ogólne deklaracje o „zaostrzeniu sankcji” ale też o ich treści. Owszem, już osiągnȩliśmy tzn. „trzeci poziom” sankcji, który idzie dalej niż zakaz podróży na terytorium Unii i zamrożenie środków finansowych dla określonych firm lub osób blisko władzy. Ta najnowsza fala obejmuje także całe branży gospodarcze i uniemożliwia najwiȩkszym rosyjskim bankom podniesienie kapitału na unijnym rynku, stosuje embargo na handel uzbrojeniem oraz zakazuje eksport do Rosji kilku rodzajów strategicznego sprzȩtu, np. w branży energetycznej. A skoro nie przyniosła pożądanego efektu, należy siȩ zastanawiać, czy czyste przedłużenie list firm, osób lub maszyn objȩtych blokadą ma realne szanse, żeby skierować politykȩ Kremlu na inne tory.
Słabość sankcji dotychczas uchwalonych nie powinna przecież wywołać dużego zdziwienia. Sama Komisja Europejska, autor pakietu, uznała wtedy, że one zamierzają przede wszystkim do przestraszenia zagranicznych inwestorów, których wkład jest niezbȩdny do modernizacji i rozwoju Rosji. Innymi słowy, mają potencjał do poważnego osłabienia rosyjskiej gospodarki ale dopiero długoterminowo. Na teraz nie są zbytnio bolesne ani dla Rosji... ani dla Unii.
Owszem, sankcje mają to do siebie, że oparzają zarówno tego, który trzyma pistolet, jak i tamtego w celowniku, jeszcze bardziej kiedy właśnie on ma wagȩ Rosji. Dyplomaci zwyczajnie dodają, że ich efektywność może być różna: w Kubie lub w Iranie trzymanych w izolacji przez Waszyngton od kilkunastu lat, sankcje zjednoczyły naród przeciw amerykańskiemu wrogowi i były korzystane przez władze, aby przedłużyć stan wyjątkowy. W przeciwnym przykładzie Republiki Południowej Afryki, jednomyślne potȩpienie przez Zachód systemu apartheid i stosowanie embarga skutecznie doprowadziły do zmiany reżimu po kilku latach.
Warunki efektywnych sankcji stanowią wiȩc zaangażowanie jak najwiȩkszego grona – w ten sposób trudno będzie karanemu państwu znaleźć alternatywnych partnerów – i duża zależność tego państwa od kontaktów z resztą świata. Jeśli kraj jest prawie autarkiczny jak np. Korea Północna, podatność na sankcje jest niższa ponieważ ma mało do stracenia. Równo ważny jest element psychologiczny, czyli karane państwo musi być przekonane, że rządy wprowadzające sankcje są zdeterminowane, aby je utrzymać tak długo, jak będą potrzebne, aby osiągnąć zamierzony cel. Niespełnienie tego warunku powoduje, że prawdopodobnie karane państwo bȩdzie grało na czas z nadzieją, że negatywne konsekwencje sankcji ze strony strzelających zmuszą ich do kompromisu.
Rządzi polityka czy gospodarka?
W przypadku Rosji, Unia Europejska i jej państwa członkowskie przez wiele miesiȩcy poszły na łatwiznȩ podejmując sankcje mało dotkliwe dla obu stron. Ich wpływ na politykȩ rosyjską został przeceniony ponieważ błȩdnie analizowano stosunki w Moskwie miȩdzy rządem a oligarchią. Choć prezydent Władimir Putin rzeczywiście „odziedziczył” Kreml po Borysie Jelcynie i jego „familii” aferzystów, szybko wyzwolił siȩ od „ojców chrzestnych” budując własną reputacjȩ w opinii Rosjan.
Ubiegał siȩ o popularność trzema drogami – pokazał stanowczość i przywództwo w wojnie w Czeczenii, naprawił gospodarkȩ a... przewrócił ówczesny układ z oligarchami, którzy uchodzili w oczach wielu zwykłych obywateli za złodziei i oszustów. Putin wykorzystał aparat państwowy, żeby ich stawiać przed prostym wyborem: podporządkowywać się władzom politycznym i kontynuować biznes lub wyemigrować i zostawić za sobą interesy. Niefortunny los spotkał tych, którzy starali się opierać, np. wiȩzionego przez dziesiȩć lat Michaiła Chodorkowskiego. Inni, bardziej posłuszni, uratowali życie i majątek w zamian za wsparcie reżimu Putina. Stąd m.in. ich nierentowne inwestycje w organizacjȩ w tej zimie igrzysk w Soczi, które kosztowały rekordowe 50 miliardów dolarów.
W tym kontekście rozumie siȩ, że indywidualne sankcje przeciw oligarchom nie mogły mieć dużo wpływu na politykȩ Kremla. Wrȩcz przeciwnie, pokazują Rosjanom, że oligarchowie za Putinem są dobrymi patriotami gotowymi na wyrzeczenia dla chwały ojczyzny. Nie oni powinni wiȩc być głównymi celami sankcji ale inny filar popularności Putina bardziej odczuwalny w życiu codziennym: gospodarka.
Uzależnienie od surowców: może nie ten, który siȩ wydaje
Dziȩki wzrostowi cen surowców na świecie i zawłaszczeniu strategicznych spółek w branży energetycznej, w ciągu ostatnich piȩtnastu lat udało siȩ państwu rosyjskiemu rozwiązać najpilniejsze problemy gospodarcze typu zadłużenia publicznego lub nieregularnego płacenia pensji. Rozdawało też czȩść zysków z eksportu gazu i ropy, żeby sprzyjać rozwojowi klasy średniej, wspierać konsumpcjȩ wewnȩtrzną i kupić spokój społeczny. Spadek dochodów z renty surowcowej, który nastąpił po rozpoczȩciu globalnego kryzysu finansowego w 2008 r. najprawdopodobniej był jedną z iskier zapalających protesty w dużych miastach rosyjskich w latach 2011-2012.
Pokazał, że wbrew zapowiedziom ówczesnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa ku modernizacji rosyjskiej gospodarki, strukturalnie ona nadal była w dużym stopniu typową gospodarką słabo rozwiniȩtą z nadmierną zależnością od jednego typu produkcji i światowych cen surowców. Szacuje siȩ, że sektor energetyczny przynosi w Rosji jedną piątą PKB, dwie trzecie eksportu i jedną trzecią budżetu publicznego. Do tego należy dodać, że trzy czwarte rosyjskiego eksportu surowców energetycznych idzie w jednym kierunku, tj. do Unii Europejskiej, a we wzglȩdu na obecną mapȩ infrastruktury przesyłowej dominowaną przez gazo- i rurociągi, byłoby bardzo trudno w krótkim terminie sprzedać te zasoby innym klientom.
Ponieważ czas gra przeciw UE i Kijowowi – im dłuższa niestabilność na Ukrainie, tym wiȩksze ryzyko, że ludzie tracą zaufanie do rządu i wprowadzają kraj do nieustannego chaosu politycznego, potwierdzając w ten sposób tezy Moskwy –, Unia i państwa członkowskie muszą teraz zdążyć do sankcji, które są w stanie szybko boleć rosyjską gospodarkȩ i dać do zrozumienia przeciȩtnym obywatelom, że ich wsparcie dla agresywnej polityki zagranicznej Putina wiąże siȩ z konkretnymi konsekwencjami nie tylko dla wąskiej elity, ale również dla nich samych. Czyli uderzyć nie tylko możliwości inwestycyjne i produkcyjne oraz grube portfele ale także siłȩ nabywczą konsumentów.
Zanim przyjdzie „Generał Zima”
Embargo na handel surowcami energetycznymi z Rosją byłoby zdecydowanie ze strony UE znaczącym gestem politycznym, który pokazałby jej determinacjȩ w sprawie ukraińskiej. Mimo że ona też poniosłaby straty, byłyby mniej poważne niż siȩ wydaje pierwszym rzutem oka. Przypomnijmy, że w Unii jedna trzecia spalonego gazu ziemnego służy do wytwarzania prądu, wówczas gdy przymysł i ciepłownictwo biorą każdy podobną proporcjȩ. Na pierwszą funkcjȩ można byłoby uruchomić innego typu elektrownie, np. na wȩgiel ; fabryki mogą czȩściowo i tymczasowo zawiesić działalność a gospodarstwa domowe i sieci cieplne korzystać z gazu przechowanego w magazynach. Dodatkowo do pory najniższych temperatur jest szansa, żeby wspólne presje polityczne i gospodarcze Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej zaowocowały pierwszymi pozytywnymi rezultatami. Rynek ropy naftowej jest bardziej globalny wiȩc łatwiej dywersyfikować dostawców drogą morską.
Co prawda, taka decyzja unijna miałaby zróżnicowane efekty na państwach członkowskich w zależności od udziału rosyjskiego gazu w ich koszyku energetycznym, istnienia podłączeń z innymi sieciami i źródła oraz stanu zapasów. Wśród tych bardziej podatnich jest zresztą wiele, które należy do obozu „jastrzębi” – m.in. kraje bałtyckie – i ciekawie byłoby obserwować, czy ostrej retoryce towarzyszyłaby odwaga w działaniu. Według Georga Zachmanna, niemieckiego ekonomisty europejskiego think tanku Bruegel, z punktu widzenia technicznego Unia mogłaby wytrzymać rok bez rosyjskiego gazu, oczywiście płacąc za to odpowiednią cenȩ w postaci importu droższego skroplonego gazu i oszczȩdności energii. Podkreśla jednocześnie, że i tak ta cena byłaby o wiele mniejsza niż koszty spowodowane przez kryzysy naftowe w latach 1970.
Możliwości odwetu ze strony Rosji mają dwa ostrza, jak udowadnia blokada wprowadzona w sierpniu przez Federalną Służbȩ Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego (Rossielchoznadzor) na import żywności z Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, Australii, Kanady oraz Norwegii. Paradoksalnie, to właśnie ona miała do tej pory najbardziej odczuwalne konsekwencje dla zwykłych rosyjskich obywateli w postaci nagłego wzrostu cen w sklepach.
Dla samej UE natomiast, mimo że takie działania mogą być dotkliwe dla osobnych firm lub branż, spojrzenie na szerszą perspektywȩ pokazuje, potencjał krzywdzenia jest bardzo ograniczony. Rosja stanowiła w 2012 r. tylko 7,3% całkowitego eksportu Unii a dla samej Polski, ten wskaźnik był nawet niższy (5,4%, czyli 7,8 miliardów euro w liczbach bezwzglȩdnych). Nawet gdyby wojna handlowa miała trwać, UE mogłaby pozwolić na zastąpienie rosyjskiego rynku i tymczasowe płacenie rekompensat dla najbardziej podatnich przedsiȩbiorstw.
Wiȩc pytanie nie brzmi czy stać nas na taką politykȩ ale czy ona wystarczyłaby, żeby skierować na inne tory podejście Moskwy wobec Ukrainy? trudno wierzyć w to, że aż tak bardzo zależy Rosjanom na politykȩ wielkomocarstwową, aby wejść w tȩ bardzo drogą grȩ ze Zachodem – choć nie można na 100% wykluczyć tego scenariusza. Do tej pory Kreml poruszał pionki do przodu i nie spotkał żadnego oporu poza werbalnymi potȩpieniami, także nie było irracjonalnie grać dalej. Pokazanie, że Unia też potrafi przesuwać swoje pionki powinno przekonać przeciwnika do wiȩkszej wstrzemięźliwości. Za to musimy być świadomi, że jeśli odmawiamy jakiekolwiek podejmowania ryzyka, nie ma szans, abyśmy wygrali partiȩ.