ABC Trójmorza
Czy inicjatywa Trójmorza jest próbą stworzenia koalicji antyniemieckiej w UE, bądź alternatywnego projektu do Unii, albo ogranicza się do luźnej platformy współpracy gospodarczej i infrastrukturalnej?
W swoim wystąpieniu na niedawnym zjeździe PiS nieoficjalny prezes Polski Jarosław Kaczyński odnotował „wielkie zaangażowanie” prezydenta Andrzeja Dudy „w Międzymorzu”. Być może było to tylko przejęzyczenie, ale wpadło niefortunnie w kontekście starań ze strony oficjalnych władz, by właśnie odróżnić inicjatywę Trójmorza od przedwojennego projektu geopolitycznego Polski, którego nazwą się posłużył prezes Kaczyński.
Czym jest, według oficjalnych władz Polski, „inicjatywa Trójmorza”? Na oficjalnej stronie Prezydenta czytamy, że „to platforma współpracy prezydentów dwunastu państw położonych między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym. Jej celem jest wzmacnianie spójności Unii Europejskiej poprzez zacieśnienie współpracy infrastrukturalnej, energetycznej i gospodarczej państw Europy Środkowej. Członkami Inicjatywy Trójmorza są: Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Węgry. Cel który im przyświeca: Im silniejsza Europa Środkowa jako część UE, tym silniejsza Unia Europejska.”
Jeżeli chcemy się dowiedzieć, czym jest inicjatywa Trójmorza z punktu widzenia pozostałych zaangażowanych państw, w sytuacji braku choćby strony internetowej możemy tylko zacytować jedyny wspólny dokument uzgodniony przez całą dwunastkę na inaugurującym spotkaniu Trójmorza w sierpniu 2016 r. w Dubrowniku. Opisuje on inicjatywę jako „nieformalną platformę służącą do pozyskiwania politycznego poparcia oraz organizowania zdecydowanych działań dotyczących określonych transgranicznych i makroregionalnych projektów, o strategicznym znaczeniu dla Państw zaangażowanych w sektory energii, transportu, komunikacji cyfrowej i gospodarki w Europie Środkowej i Wschodniej.”
Co z tego wynika? Po pierwsze, w przeciwieństwie do planu Międzymorza, inicjatywa Trójmorza nie jest projektem geopolitycznym. Choć wszystkie zaangażowane państwa są członkami Unii Europejskiej, jedno nie należy do NATO, mianowicie Austria. Już ten czynnik wyklucza możliwość, by dwunastka Trójmorza stworzyła blok współpracujący między sobą w zakresie twardego, militarnego bezpieczeństwa i stanowiący odrębny byt między Niemcami a Rosją, tak jak naszkicował w swoim czasie marszałek Piłsudski. Jest to również trudne do wyobrażenia ze względu na dużą rozbieżność stanowisk w stosunku do Rosji: nie każde państwo z dwunastki postrzega ją jako realne zagrożenie.
Po drugie, istotny jest „nieformalny” charakter inicjatywy. Sama deklaracja założycielska wprost odrzuca „tworzenie struktur równoległych wobec istniejących już mechanizmów współpracy”, a jest ich naprawdę wiele: Rada Państw Morza Bałtyckiego, Organizacja Współpracy Gospodarczej Morza Czarnego, w Europie Południowo-Wschodniej Rada Współpracy Regionalnej i Wspólnota Energetyczna…
Dodatkowo, polska definicja inicjatywy Trójmorza doprecyzuje, że mają w tym formacie współpracować prezydenci, a nie np. szefowie rządu. Biorąc pod uwagę to, że w regionie więcej jest ustrojów parlamentarnych niż prezydenckich, należy stwierdzić, że realna zdolność decyzyjna tego grona jest ograniczona. Ono będzie raczej dawać impuls polityczny dla projektów infrastrukturalnych uważanych za priorytetowe, niż wchodzić w twarde negocjacje o finansowaniu. Szef MSZ Witold Waszczykowski uznał zresztą w tegorocznej informacji o priorytetach polskiej dyplomacji, że „projekt 12 państw Trójmorza jest realizowany na szczeblu prezydentów i jest skupiony na infrastrukturze północ-południe i bezpieczeństwie energetycznym”.
Po trzecie, deklaracja z Dubrownika potwierdza, że „inicjatywa Trójmorza jest, w ramach określonych projektów, otwarta na partnerstwo z zainteresowanymi państwowymi lub biznesowymi podmiotami z całego świata, respektującymi fundamentalne wartości i zasady Unii Europejskiej”. Owa otwartość została uwieńczona udziałem prezydenta USA w szczycie Trójmorza w Warszawie, gdzie głównym tematem obrad była możliwość zwiększenia amerykańskich dostaw gazu skroplonego.
Czy wobec tego można twierdzić, tak jak robią niektórzy krytycy PiS, że inicjatywa Trójmorza jest próbą stworzenia koalicji antyniemieckiej w UE (Newsweek), bądź alternatywnego projektu do Unii? Bynajmniej. Sama inicjatywa została bowiem podjęta przez prezydent Chorwacji Kolindę Grabar-Kitarović, jak wielokrotnie przyznali prezydent Duda i jego doradcy. Zanim się przyjęła na dobre nazwa „Trójmorze”, prezydent Duda nawet chciał wprowadzić w obieg skrót ABC (od Adriatyku – Bałtyku – Morza Czarnego), ale oprócz tego, że nie funkcjonowałby np. w języku angielskim (Morze Czarne to Black Sea), przypomniano mu, że „ABC. Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne” był pismem wydawanym w latach 1980 i redagowanym m. in. przez… Bronisława Komorowskiego. Taki rodowód byłby zdecydowanie niewygodny dla osoby i szerzej, dla środowiska odrzucającego spadek III RP.
Trójmorze prędzej stanowiłoby konkurencję dla innego formatu współpracy Europy Środkowo-Wschodniej z dużym partnerem pozaeuropejskim, tj. Chinami w ramach „16+1”. W tej grupie znajdujemy prawie wszystkie państwa zaangażowane w Trójmorzu (brakuje Austrii) oraz 5 krajów bałkańskich jeszcze nie należących do UE (Albania, Bośnia i Hercegowina, Macedonia, Czarnogóra i Serbia). Mimo że Chiny mają o wiele mniej rozwinięte relacje z regionem niż Stany Zjednoczone, format „16+1”, zainicjowany przez Pekin w 2012 r., jest bardziej instytucjonalizowany – np. dysponuje własnym sekretariatem – i ma przynajmniej deklaratywnie szerszy zakres tematyczny niż Trójmorze, ujmujący m. in. kulturę i turystykę.
W dniu wizyty Donalda Trumpa w Warszawie minister Waszczykowski zapowiedział, że „Polska proponuje Stanom Zjednoczonym inicjatywę »12+1« - duży rynek państw Europy Środkowej i Południowej”. Tu rodzi się jednak pytanie, jak na to zareagowaliby Chińczycy. O ile w przypadku energetyki, Pekin nie konkuruje z Waszyngtonem o dostarczenie gazu Europejczykom, o tyle na realizowanie dużych projektów infrastrukturalnych w regionie bardzo liczą Chińczycy. Gdyby w ten biznes weszli Amerykanie – czego najwyraźniej bardzo oczekuje prezydent Duda, skoro z wielkim entuzjazmem wyliczył Donaldowi Trumpowi aż „157 wielkich, perspektywicznych projektów infrastrukturalnych” –, Europa Środkowo-Wschodnia mogłaby stać się kolejnym terenem rywalizacji między oboma supermocarstwami globalnymi.
Pewnie tego się nie boją polskie władze, wierząc w to, że Chiny i USA będą się licytować na podbój regionu. Ale czy on jest taki atrakcyjny czy jest tylko, tak jak mawiał śp. Władysław Bartoszewski, o Polsce, „brzydką panną bez posagu”? Krytycy tej formuły interpretują wizytę Donalda Trumpa i jego pochlebcze słowa jako dowód ważności i wielkości Polski i jej regionu. Ale czy za tym przyjdą inwestycje o porównywalnej wielkości, co UE tu przeznacza, sprawdzimy dopiero z czasem.